Przypomniało się.
Przecież mam koleżankę, z którą bardzo długo siedziałyśmy w robocie obok siebie. U niej był taki problem, że mając prawko, przy mężu nie mogła prowadzić, jak to często bywa, więc koniec końców zarzuciła jeżdżenie. Ale zawsze zarzekała się, że kupi sobie sama auto i zacznie znowu jeździć. Kupiła, jakiegoś nie najnowszego opelka, ale też nie najstarszego. Zakupu dokonała zupełnie samodzielnie. Jedynie mechanik, którego ktoś jej polecił, zrobił odpłatnie przegląd. Wykupiła sobie dodatkowe jazdy, a potem zaczęła codziennie pokonywać drogę do pracy, ale w niedzielę rano, żeby sobie utrwalić, żeby przejechać wszystkie światła zbez tłoku. Po jakimś czasie jeździła już zbez utrwalania sobie drogi, jak rolmalny kierowca. Nooo... u Ciebie nie ma z tym problemu.
Do dziś dzień pan mąż autka się nie dotyka. Wszystko, z nim związane, załatwia samodzielnie. A jest ono wycackane, że ho, ho.......