Ja się masuję rano i wieczorem.
Lekceważyłam na początku automasaż, ale jak zaczęłam chodzić na rehabilitację i napatrzyłam się na panie z obrzękami, po prostu się wystraszyłam i teraz pilnuję.
Jak miałam zamrożone barki to podczas ćwiczeń z odważnikiem, a miał ok 2 kilo, o kg za dużo, przeforsowałam rękę i w ogóle cały bark. Myślałam, że zejdę wtedy. Trzy tygodnie bólu. Rano i w nocy.
Zbez prochów ani rusz.
W każdym bądź razie spuchł mi wtedy nadgarstek i od razu na twardo.
Nie zauważyłam tego. Wyłapała rehabilitantka. Trzy miesiące masażu intensywnego i pozbyłam się. Na razie jest ok, tfu, tfu.
Rehabilitanta tłumaczyła mi wtedy, że jak szybko zadziałamy, to jest szansa, że się nie powtórzy. Ale to chyba dotyczy takiego małego odcinka, nie całej lub większej części łapki.
Tłumaczyła mi też wtedy, że jak raz już dojdzie do obrzęku, naczynia limfatyczne zachowują się jak puste i przygotowane do ponownego zapełnienia. Dlatego ważny jest ucisk rękawem na uwolnione od limfy naczynia. Niestety łatwo się znowu zapełniają.
Ważne jest jeszcze, że gdy już go mamy, żeby dbać o niego (metuś, jak Ty), bo za każdym razem może przyrastać o następne centymetry.
Ogólnie dziadostwo

Masaż nie ma prawa boleć, a samo przyrastanie obrzęku też nie boli.
Tu się nic nie przeciska, jeno głaszcze.
Naczynia limfatyczne są tuż po skórą.
Agawo, więcej nie idź do tego rehabilitanta
