Szukałam ucywilizowanego kempingu, a dziecka pojechały na pole biwakowe z zerem wygód. Było czyste jezioro (woda prawie do picia, a z pewnością do gotowania) z zlekka połamanym pomostem w pięknym sosnowym lesie. Na biwaku co prawda był wychodek, ale z niego nie korzystały. Była łopatka, dołek i zasypywanie po....
Były też drewniane stoły i ławy, miejsce na ognisko, boisko do siatkówki, zbijaka. Namiotów sporo, ale w dużych odległościach od siebie, porozbijane wokół jeziora. Opłata śmiesznie mała. 5 zł za samochód/dobę i 7 zł/namiot, niezależnie na ile osób.
Byli tam 8 dni. I wszyscy, zarówno te starsze dzieci, jak i maluchy byli zachwyceni. Spali w namiotach. Gotowali sami. Można było w obwoźnym sklepie zrobić zakupy. Przyjeżdżała gospodyni kole południa ze świeżym ciastem i pierogami (ruskie, z jagodami, z mięsem). Dzieci umorusane, mycie to tylko takie z grubsza w jeziorze. Pełen luz i życie w zgodzie z naturą. Mimo moczenia się kilka razy dziennie w wodzie, wszystkie maluchy zdrowe. Nie potrzebna do niczego była im cywilizacja
A było to na Pojezierzu Drawskim, niedaleko granicy Drawieńskiego Parku Narodowego w głuchym lesie. Do najbliższej miejscowości (Dominikowo) było 5 km, a 10 km do Drawska.