Ja czułam się nie najgorzej i nie zajmowałam miejsc dla inwalidów, gdy tylko było jakieś inne wolne. Przydawało mi się, gdy podjeżdżam pod blok, by się np. rozpakować i by straż miejska, która migusiem się znajduje i ino potrafi mandacik wstawiać za wycieraczkę. A z tą kartą miałam prawo podjechać, nawet tam, gdzie nie wolno. Dodam, nic nikomu nie zastawiałam. Odległość do klatki ca. 20 m. Ale w tym miejscu, gdzie może stanąć nawet trzy samochody, bez przerwy haltują.
Tak w ogóle gupio się czułam, mając ten przywilej