u mnie przełom. będzie historyjka.
miesiąc temu idąc w centrumie_handlowym zaczepiła mnie panienka oferująca darmową wejściówkę na pojedyncze zajęcia, do jakiegoś klubu fitnessowo-siłowniowego, który się tam znajduje na ostatnim piętrze.
jakoś się wykręcałam, ale ona była nie do zajechania
- no ale co pani szkodzi, to niezobowiązujące blablabla
- ano szkodzi mi, nie mogę ćwiczyć intensywnie - mówię
- ale lekkie i delikatne ćwiczenia też mamy - brzmi jej radosna odpowiedź
- taaa - se pomyślałam
- a co panią interesuje? - drąży (szkolą ich z wytrzymałości czy jak?)
- zdrowy kręgosłup - wypaliłam z pewnością, że takie rzeczy to tylko w erze
- och, to wspaniale się składa...!
dobra, dostałam tę wejściówkę. korzystając z ZJ poszłam dzisiaj. i kupiło mi się karnet
na cały rok
ale mogę go w dowolnej chwili odsprzedać
w listopadzie zaczynam rehabilitację, a od grudnia to centrumowe cudo...
japiernicze, chyba zgupłam do reszty...