Zależy od wprawy obsługującego. U mnie było to dawno, ale nie przypominam sobie, by było to uciążliwe, a trwało kole godziny. Zostałam obrysowana, kreski się zmyły, a kropki to był już prawdziwy tatuaż
Szłam kompletnie zielona i właściwie nie wiedziałam po co. Zgłosiłam się do radiologa, by ustalić terminy radioterapii, a tu niespodzianka. Na TK mnie oglądali i obrysowali, a w rogach rysunku wstawili kropki. Nawet nie wiedziałam, że one pozostaną. W ogóle, dziś aż nie chce mnie się w to uwierzyć, że byłam tak mało zainteresowana tym, co ze mną robią. Po prostu odhaczałam kolejne etapy i po biegłam do swoich zajęć. Radioterapia zupełnie mi w niczym nie przeszkodziła. Nawet nie wiem kiedy zleciało te 25 lampek.
U Ciebie też szybko zleci, ani się obejrzysz