Nie bojaj kochana, łańcuchy oczywiście musisz zabrać, ale pługi i inne takie działają tam sprawniej jak u nas, pomimo, że jak wjedziesz między te góry to masz wrażenie, że to koniec świata (tylko jedna droga, która tam się kończy) i chociaż miejscowość leży bardzo wysoko (2200 npm) to spokojnie dojedziesz bez łańcuchów, chyba że będziesz miała pecha i zaliczysz śnieżycę
...a droga...jak to w górach...bardzo wąska i kręta, ale autokary się mieszczą (choć do dzisiaj nie wiem jak to robią
)
Mi bardzo dokuczały różnice ciśnień (jestem na to wrażliwa). Co najmniej trzy dni zajęła mi aklimatyzacja, a każdy wjazd kolejką, kilometr w górę i na dół też odczuwałam
... Ale bombardino na stoku, uleczyło wszystko
U nas też nie obyło się bez przygód, 12 km prze celem, zepsuło się auto...(nie wytrzymało ciśnienia
) a ,że jechaliśmy w 7 osób, to nie było łatwo się dostać do hotelu...myślałam, że zeżrą nas niedźwiedzie w tych górach, zanim assistance po nas przyjedzie. W końcu zarwałyśmy z siostrą dwóch włochów na stopa
i zabrali nas z dziećmi do hotelu
, a Panowie pojechali lawetą. Całe szczęście auto udało się naprawić i po trzech dniach odebraliśmy je z serwisu w Merano, bo przez chwilę groził nam powrót autokarem i lawetą
Za chwilę okaże się, że zrobimy zlot wspominaczy tejże części świata
Nie zdziwiłabym się, tam jest więcej Polaków niż na Krupówkach
Jeżeli chodzi o rady, to koniecznie karta EKUZ i indywidualne ubezpieczenie turystyczne, dodatkowo na auto porządne assistance, tym bardziej jeżeli jedziesz sama.
fajnie Was widzieć Pat
dzieci rzeczywiście Ci się zestarzały
no zestarzały...tylko ja ciągle piękna i młoda