Ha, ha, mnie nie poznałaś. Zdjęcie po zmniejszeniu straciło na ostrości
Mnie ino szło o pokazaniu fioletu. W końcu nie jestem upoważniona, by innych fotki tu umieszczać.
Jestem w środku, ciut wyżej od babeczki w kapeluszu. Mój fiolet na tym zdjęciu wpada w niebieski (ale zapewniam, ze jest to fiolet
)
A mąż, ten największy, w górnym lewym rogu.
Właściciele Liczyrzepy stwierdzili, że jeszcze nie mieli tak zgranej i wesołej grupy
I jeszcze jedno ciekawe zdarzenie. Przez skojarzenie z moim panieńskim nazwiskiem i moją rodzinną wioską Trzebielem, gdzie grupa naszych rowerzystów, jadąc trasą wzdłuż Nysy i Odry (jechali po stronie niemieckiej, a spali po polskiej) spała dwa dni, dowiedziałam się, ze jeden z moich wieloletnich znajomych jest ze mną spowinacony. Jego mama była siostrą żony brata mojego dziadka. Na dodatek ten mój wujek był jego ojcem chrzestnym. Świętowaliśmy więc swoje rodzinne więzi
Mirusiu mój małż z samiutkiego tyłu z prawej, a mój fiolet, tylko na tym zdjęciu taki niby niebieski
Nie miałam wiele czasu, by szykować kreację. Najpierw choroba, potem Włochy i musiałam ubrać, to co miałam.