7 listopada znowu dopadł mnie kryzys. W tym dniu mineło 4 lata od smierci taty. myslałam "4 lata to szmat czasu"ale to wraca do mnie z taka samą siłą jak wtedy. Każdy obraz widze dokladnie, każde słowo. kurde jak to nadal boli. ja chyba sama z tym sobie nie dam rady. Przy wszystkich staram się być twarda, zwracam im uwagę ,żeby nie plakali , bo nic to nie da a sama mnie w środku roznosi, najchetniej bym wyła
anka, mnie "stuknęło" w listopadzie 38 lat od śmierci mamy ..
owszem ból jest inny, ale wczuwając się w tę odległa chwilę potrafię tak samo rozpaczać, przeżywać i czuć prawie to samo co wtedy przy jej śmierci , teraz i nad sobą z tamtych lat płaczę
w tym że miesiącu minęła też 12 rocznica od śmierci taty , bolesne , ale inne przezywanie..i tak mogłabym wymieniac bo życie nie szczędziło mnie w tym zakresie
najważniejsze by nauczyć się z tym życ, skupić się na dobrym życiu, znaleźć sobie sposób, bo przecież my też kiedyś odejdziemy, jak wszyscy,,