Lubię czytać co kogo ucieszyło, ale ja muszę wyrzucić z siebie co mnie zasmuciło..... od 1 sierpnia miałam jechać na turnus reh., niestety, to jest wyjazd z funduszu unijnego i tylko do 64 rż, jestem o rok za stara. Dzwonię więc do młodszej znajomej co by zapytać czy jedzie/w jednym czasie byłyśmy leczone/ komórka nie odbiera, dzwonię na domowy, odbiera maż, proszę Basię, a on mi mówi Basia od 2 mies. nie żyje.....ciarki mnie przeszły, pytam co się stało......ponad pół godz. mi opowiadał co i jak/przerzuty/widać chłopina chciał się wygadać, no ale we mnie to wszystko trafiło, zaraz skojarzenia.....dostałam doła.
Potem ten niefortunny upadek /pisałam/ręka w gipsie 7 tyg do 22 sierpnia.....i tak bym nie pojechała na planowany wyjazd w góry. Mąż po 5 mis miał dostać łóżko na naświetlania...upłynęło 7 nie dzwonili. On też nie dzwoni, mówi,że mnie pomaga i szkoda lata.
Byłam wczoraj u taty/96/ leży, jak trzeba wstaje.....normalnie rozmawia.
Cieszę się, jak jestem u wnucząt, tych większych i tych małych.